wtorek, 24 marca 2015

2 cz. 2

Spacerowałam po ulicach Londynu, jak na początek wiosny w tym mieście pogoda była cudowna. Odwiedziło nas tak rzadko bywające tu słońce. Dotarłam do mojej przecznicy, przy okazji potrącając jakiegoś faceta. Przeprosiłam i udałam się do mojego bloku. Wsiadłam do windy i wcisnęłam guzik z napisem "8". Po chwili byłam już obok drzwi i grzebałam w torebce szukając kluczy.
-Cholera, gdzie jesteście ? - szepnęłam pod nosem. Po paru minutowej walce z torebką odzyskałam breloczek z kluczami. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, udałam się do kuchni i położyłam zakupy na stole. Zayn był jeszcze w pracy, miałam trochę czasu więc zabrałam się za przygotowanie obiadu, a tak naprawdę kolacji ponieważ było już około szóstej po południu.
Pół godziny później moja lasagne była już gotowa. Usłyszałam skrzypienie drzwi "Zayn" pomyślałam i poszłam się przywitać. Czarnowłosy złożył krotki pocałunek na moich ustach.
-Jak tam moja królowa? - uśmiechnął się a ja to odwzajemniłam.
-Twoja królowa zrobiła ci kolacje.
-Umieram z głodu!- wszedł do kuchni a ja nałożyłam nam danie na talerze.

                                                                               *

*Dwa dni później*


-Jade przecież możesz wziąć wolne - dziewczyna nie mogła zrozumieć jak mogliśmy z Zayn'em kupić Nelly tak drogi prezent więc próbowała wmówić mi że nie mogą jechać i oddać mi bilety. Ale nic z tego.
-Pezz to za drogi prezent, nie możemy go przyjąć.
-Ale to prezent dla małej a ona już go przyjęła. Nie wezmę go z powrotem, Nelly by się załamała.
-Ale...ohh...okey. - poddała się.
-Szykujcie się, wyjeżdżacie za 3 dni.
-Wiem. Nelly spakowała się już 4 dni temu- prychnęła a ja zachichotałam, kochałam tą małą diablice.
-A gdzie Harry ?
-Zaraz powinien wrócić, wyszedł tylko do sklepu bo skończyły mu się jego ukochane płatki. Ten facet ma 23 lata a zachowuje się jakby miał 10, Boże za kogo ja wyszłam... - zwróciła oczy do nieba i złożyła ręce jak do modlitwy.
-Ale i tak go kochasz. - stwierdziłam a ona przytaknęła i zaśmiała się.
Do kuchni wszedł Harry obładowany przeróżnej wielkości torbami.
-Miałeś kupić tylko płatki ! - wrzasnęła Jade
-Ale były przeceny i kupiłem parę drobiazgów.
-Parę ? Ty chyba wykupiłeś cały sklep !
-Kupiłem ci buty... - uśmiechnął się niewinnie i wyciągnął w jej kierunku pudełko.
-Ooo, mój kochany. - rzuciła mu się na szyje a ja wybuchnęłam śmiechem, kobieta zmienną jest, zwłaszcza jeśli chodzi o buty.
-O, hej Pezz - przywitał się Harry i wyciągnął w moim kierunku otwarte pudełko kolorowych płatków.
-Chcesz? - zapytał
-Nie dziękuję - uśmiechnęłam się.
-Cóż, więcej dla mnie - Harry, zawsze ten sam kochany Harry.
-Ja  będę się już zbierać, Zayn za niedługo wróci z pracy- zeszłam z krzesełka i pożegnałam się z przyjaciółmi.

                                                                                *

Siedziałam na kanapie i czekałam na chłopaka, nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Czyżby zapomniał kluczy? Otworzyłam drzwi a przede mną ukazali się dwaj policjanci. Jeden z nich był otyłym brunetem po 30 a drugi to całkowite jego przeciwieństwo, szczupły, wysoki blondyn.
-W czym mogę pomóc? - zdziwiłam się.
-Ymm... musimy z panią porozmawiać...- powiedział blondyn, był nieco zakłopotany.
-Tak? Słucham.. o czym?- odparłam
-Pani mąż... to Zayn Malik prawda?- tym razem wypowiedział się ten otyły.
-Yyy.. tak, a co się stało? - przestraszyłam się.
-Pani małżonek...nie żyje...

                                                                               *
Patrzyłam na nich z niedowierzaniem "Nie to nie prawda", samotna łza znalazła ujście na moim policzku.
-N-nie... Zayn jest teraz w pracy za niedługo wróci... on żyje, nie, nie... - chwyciłam się za włosy i całkowicie rozpłakałam. Czułam jak moje serce rozpada się na kawałki, parę lat temu gdy zmarł mój dziadek czułam jakby w moje serce wbiło się miliony szpilek, ale tym razem było to coś tysiąc razy gorszego. Po prostu wewnętrznie umierałam.
-Proszę pani, musi pani z nami pojechać.
-D-dobrze, dajcie mi chwilę - powoli wstałam i zabrałam płaszcz. Wyszliśmy.

                                                                              *

*Główna komenda policji*

-Ale jak to się stało?? - zapłakana siedziałam naprzeciwko komendanta.
-Pani mąż jechał autostradą i uderzył w niego tir z benzyną, wszystko wybuchło, ciała są tak zwęglone że nie nadają się do identyfikacji.
-A więc skąd wiecie że to Zayn? - obudził się we mnie promyk nadziei, pomyślałam że czarnowłosy jest teraz w naszym mieszkaniu i dziwi się że mnie nie ma.
-Znaleźliśmy przy nim dowód osobisty i to, poznaje pani ?  - wyciągnął z szuflady przezroczysty woreczek i podał mi go. Znajdował się w nim naszyjnik...medalion z którym Zayn się nie rozstawał... medalion ode mnie...
Przyłożyłam dłoń do ust, kolejne łzy popłynęły po moich policzkach.
-To jego medalion ...





Notatka:
To najdłuższy, najspójniejszy i najładniejszy rozdział jaki w życiu napisałam.
I to wszystko dzięki Thinking out loud - Ed'a Sheeran'a (kocham) piosenka dała mi wenę a gdy w połowie rozdziału przestałam jej słuchać to nie mogłam napisać słowa...magiczne.
Wiem, że już nie żyje za to co zrobiłam w tym rozdziale :D
Do następnego :*

PS. Perspektywa zawsze będzie od strony Perrie (chyba że w jakiejś wyjątkowej sytuacji zmienie).